miatMichał Kamiński i Michał Wąsik. Źródło: Wikipedia.

 

Tomasz Bodył

 

Najgłębszym dziedzictwem rządów Prawa i Sprawiedliwości są potężne problemy z prawem i sprawiedliwością właśnie. A właściwie totalna demolka wszelkich przepisów i reguł prawnych. Doszło do tego, że każdy wyrok czy orzeczenie sądu mogą być kwestionowane i często się tak dzieje. W efekcie o ile do tej pory mieliśmy w Polsce 30 mln fachowców od pogody i piłki nożnej, to teraz mamy jeszcze 30 mln prawników i opinii prawnych. Stąd nie ma ważniejszego zadania dla nowego rządu jest przywrócenie elementarnego porządku prawnego.

 

Obecne zamieszanie związane z Mariuszem Kamińskim i Maciejem Wąsikiem jest dobitnym i niezwykle celnym podsumowaniem tego, co działo się w Polsce przez ostatnie lata. Czyli olbrzymim chaosem prawnym, kłopotami ze stanowieniem przepisów, ich rozumieniem i przestrzeganiem. To były bodaj najczęstsze tematy różnych debat publicznych i zawirowań społecznych – co tak naprawdę mówią przepisy i jak należy je stosować.

 

Oczywiście nie jestem w stanie rozwikłać tego węzła gordyjskiego w sprawie Kamińskiego i Wąsika, bo od tego są mądrzejsi od mnie. Dlatego ograniczę się tylko do niebudzących żadnych wątpliwości faktów. Nie ulega żadnej wątpliwości, że są oni winni – stwierdziły to niezależnie od siebie w różnym czasie dwa sądy, zaś wyrok jest prawomocny. Nazywanie ich „krystalicznie uczciwymi” wydaje się więc sporym nadużyciem. Do złamania przez nich przepisów doszło w momencie, kiedy obaj pełnili ważne funkcje publiczne, a ich zadanie polegało właśnie na kontrolowaniu przestrzegania prawa. Czynili to również w czasie (Kamiński jako szef MSWiA), kiedy było już wiadomo, że wcześniej złamali prawo.

 

To, że obecnie trwa spór czy zostali skutecznie ułaskawieni czy nie i czy mogą być posłami jest gigantycznym skandalem, do którego nie powinno dojść w żadnym cywilizowanym państwie. I raczej nie dochodzi, bo żadne normalne państwo nie może sobie na coś takiego pozwolić. Tam reguły i procedury prawne i polityczne są od dawna znane, utrwalone i stosowane.

 

Oczywiście sprawa Kamińskiego i Wąsika to tylko czubek góry lodowej, bo przez cały okres rządów – powtórzmy nazwę tej partii Prawa i Sprawiedliwości, władza miała olbrzymie problemy z właściwymi procedurami prawnymi. Przykłady są oczywiste – wiadomo, że w przypadku tzw. wyborów kopertowych nie mieściły się one w żadnych ramach prawnych. Owszem, toczy się dyskusja czy były one słuszne czy nie, ale nikt nie ma wątpliwości, że z obowiązującymi w Polsce przepisami nie miały nic wspólnego. A skoro już wspomnieliśmy czasy epidemii koronawirusa w Polsce to warto przypomnieć, że toczyła się wtedy nieustanna debata czy wprowadzane wówczas obostrzenia są zgodne z przepisami czy nie i dotyczyła ona dosłownie wszystkiego: przymusowej kwarantanny i przymusowego szczepienia niektórych grup zawodowych, zakazu wychodzenia z domu, nakazu noszenia maseczek i kar za niestosowanie się do tych nakazów itp. Może już tego nie pamiętamy, ale legalność każdej z tych kluczowych kwestii budziła duże wątpliwości.

 

Przykłady można mnożyć w nieskończoność. Nie wiem, czy ktoś jeszcze pamięta sławetny Polski Ład, którego przepisy były tak napisane, że nikt nie wiedział o co w nich chodzi ani jak je stosować. Podobnie było z obsadą sędziów Sądu Najwyższego czy Trybunału Konstytucyjnego. Nie wchodząc tu w istniejące spory – nie ulega żadnych wątpliwości, że sprawy te budziły olbrzymie kontrowersje prawne. Podobnie jak wiele innych istotnych działań poprzedniej ekipy. Obowiązujące przepisy zastępowała wola Jarosława Kaczyńskiego, w związku z tym wiele spraw, nawet tych o kluczowym znaczeniu, było załatwianych „bez żadnego trybu” w sensie ścisłym, a więc bez oglądania się na jakiekolwiek istniejące normy prawne.

 

Co gorsza towarzyszyły temu również akcje służące wprost podważeniu wiary obywateli w wymiar sprawiedliwości, jak na przykład słynny serial TVP Kasta, którego celem było wzbudzanie w widzach niechęci do sędziów. A przecież w każdym systemie prawnym ktoś musi wydawać wyroki i zawsze musi istnieć instytucja, której wyroki są ostateczne i niepodważalne. Bez tego nie może istnieć żadne cywilizowane państwo na świecie.

 

Oczywiście taki stosunek do prawa i wymiaru sprawiedliwości nie jest wynalazkiem Prawa i Sprawiedliwości, tylko jest głęboko zakorzeniony w naszej mentalności oraz życiu społecznym. Pamiętamy przecież pojęcie „falandyzacji prawa” jeszcze z czasów prezydentury Lecha Wałęsy, a samo zjawisko warcholstwo jest stare jak historia Polski. Tyle tylko, że rządy Prawa i Sprawiedliwości miały to zmienić – stąd zapewne nazwa tej partii o czym mało kto pamięta i dlatego uparcie ją przypominam. Warto też zauważyć, że zarówno dotychczasowy główny rozgrywający na polskiej scenie politycznej Jarosław Kaczyński ma wykształcenie prawnicze, podobnie jak oczywiście i prezydent Andrzej Duda.

 

Dlatego przywrócenie elementarnego ładu prawnego jest teraz najpilniejszym zadaniem nowego rządu. Mówiłem i pisałem o tym wielokrotnie że najważniejszą rzeczą w Państwie są dobrze napisane przepisy i procedury oraz ich przestrzeganie. Niestety, zaczęło się źle, bo już na samym początku rządów Donalda Tuska mamy kontrowersje prawne dotyczące sposobu przejęcia mediów państwach. Nie oceniam tu czy było to słuszne czy nie, ale nie ulega wątpliwości, że znów mamy tu istotny spór prawny. Z całą pewnością nie powinno tak być – jakkolwiek działania władzy od strony przepisów i ich stosowania powinny wyglądać tak, by nie można było im postawić żadnych zarzutów naruszenia prawa. Bez tego wszystko się rozleci, wcześniej czy później.

 

Zdaje sobie sprawę, że mówię tu rzeczy niepopularne, a nawet radyklanie sprzeczne z naszym narodowym charakterem, bo łatwość naginania reguł, procedur i przepisów czy ich obchodzenie jest naszym narodowym DNA. Ale bez wprowadzenia popularnego w końcu w życie, staropolskiego „ordnung muss sein” nic dobrego z tego nie będzie.

 

Cały czas mam jednak wrażenie, że jestem jak głos wołający na pustyni. Już wiele lat temu pisałem o dziwnym przypadku największych tytułów mediowych w Polsce, które zamiast stosować istniejące przepisy gwarantujące wolność mediów woleli się za zamkniętymi drzwiami układać z ówczesnym marszałkiem Senatu Stanisławem Karczewskim. I było ukradkiem transmitowane przez jednego z uczestników tego dziwacznego zgromadzenia. Jak pamiętamy było to wiele lat temu, kiedy poprzednia władza faktycznie zastosowała informacyjną blokadę Sejmu (Dziwne układy, Rzeczpospolita, 31 lipca 2017).

 

Z kolei kilka lat później już na łamach Gazety Wyborczej pisałem znowu o typowym polskim warcholstwie (Polska kultura prawna: warcholstwo mamy zakodowane w DNA od pokoleń, GW, 21 grudnia 2020 r). Było to po tym, gdy usłyszałem w mediach przypadkowy, komentarz nieznanej osoby, odnoszący się do pamiętnej tragedii w Białce Tatrzańskiej z lutego 2020 r., kiedy zawaliła się sklecona wypożyczalnia nart, zabijając 3 osoby. Ktoś niezwykle mądrze zauważył, że „prawo budowlane się na Podhalu nie przyjęło”. I choć dotyczyło to tamtej konkretnej sytuacji, myślę, że tak naprawdę dotyczy każdej sfery życia w Polsce. U nas po prostu żadne prawo i przepisy się nie przyjmują. Ostatecznie zawsze decyduje siła władzy.

 

Problem w tym, że żadne normalne Państwo nie może w ten sposób funkcjonować. Nie da się dobrze rządzić Państwem w którym ten sam sąd w tej samej sprawie wydaje dwa wzajemnie sprzeczne orzeczenia. To tak jakby podczas meczu każda drużyna miała swojego własnego sędziego. Co gorsza jednak nie da się też w takim kraju normalnie żyć.